Mija nam właśnie przedostatni dzień wakacji. Pojutrze rozpoczęcie roku szkolnego. Rodzice i dzieci biegają po wyprawkę szkolną, nowe buty i ciuchy. Czasem też meble. Gdyby nie beznadziejna deszczowa i zimna pogoda, pewnie dzieciaki wolałyby ten dzień spędzić w plenerze z kolegami i koleżankami. Niestety jest zimno. W ogóle tegoroczne lato nie rozpieszczało. Było chłodniej niż zwykle i dużo padało. Deszcze powodowały nawet gdzieniegdzie w powodzie.
Stojąc przed kolejnym rokiem szkolnym wielu rodziców zastanawia się nad tym, kto będzie uczył ich dzieci w tym roku, no i nad programem nauczania. To dwie kwestie pozostające pod znakiem zapytania. Z nauczycielami jest coraz większy problem. Podobno w Polsce mamy 14 tysięcy wakatów. Kiedyś nauczyciele pracowali dla prestiżu. W ostatnim czasie priorytety się zmieniły. Lepiej pracować fizycznie za większą kasę niż dla idei, w dodatku kosztem zdrowia psychicznego, wiecznego przemęczenia i stresu.
Tym bardziej, że z tymi ideami też jest problem. Czarnak zmienia program nauczania. Przewiduję, że kogo stać, będzie starał się wysłać dziecko do szkoły prywatnej albo społecznej, żeby nie zostało skrzywione chorą ideologią.
Wielu nauczycieli wykruszyło się także na skutek pandemii. Nie chodzi mi o to, że nie przeżyli, po prostu zdalne nauczanie okazało się nieskuteczne i zniechęcające. Męczące dla starszych nauczycieli i nieefektywne dla młodszych.
Nie wiadomo też jak będzie wyglądała organizacja pracy w roku szkolnym – w kontekście poruszania się po szkole i zajęć…
Zasadniczo mamy wiele znaków zapytania, które – przypuszczam – nie rozwieją się do końca tygodnia, bo teoria i zalecania teorią i zaleceniami, a możliwości szkolne, praktyka i dyscyplina (lub jej brak) będą miały wpływ na nauczanie. I dalsze fale pandemii.
Miejmy nadzieję, że chociaż wrzesień okaże się ładny i wynagrodzi dzieciakom kiepskie wakacyjne dni. I że nauczyciele będą skłonni organizować szkolne wycieczki, żeby zintegrować klasę i pokazać uroki życia bez komputera.