Podobno do wszystkiego trzeba dorosnąć. Także do nauki. Dzieci i młodzież w większości chodzą do szkoły z przymusu, uwielbiają wolne i – co tu ukrywać – jeśli nie muszą, raczej się nie uczą. Dorośli za to często zapisują się do różnych szkół, jeżdżą na szkolenia i kursy już całkiem dobrowolnie. No dobra, czasem w ramach poszerzania wiedzy i kompetencji koniecznych w pracy. Ale i tak robią to z dużo większą ochotą niż dzieciaki. Od wielu, wielu lat szczególnie „modne” są kursy językowe oraz szkoły sportowe. Panie dodatkowo chętnie chodzą na naukę tańca, często nie bez trudu „zaciągając” tam swoich mężów czy partnerów. Panowie za to raczej wybierają różne zajęcia nauczające sztuk walki. A jakie szkoły i kursy Wy wolicie?
Dodatkowe zajęcia mają ten plus, że także dzieci nie czują takiej presji do chodzenia na nie, jak w przypadku tradycyjnej szkoły, więc chodzą na nie chętniej. Wiadomo, jak nie ma bata, to nie ma takiego oporu. Odnoszę wrażenie, że dzieciaki raczej chętnie chodzą na dodatkowe zajęcia sportowe, szachy czy na naukę gry na instrumentach. Pomińmy tu „kryzysy” spowodowane dłuższym chodzeniem, pojawiające się pomiędzy fazą fascynacji nowością, a nie zostaniem mistrzem po nauce przez powiedzmy kilka miesięcy czy kilka pierwszych lat. Ten czas jest też zależny od wieku dziecka. Mniejsze dzieci mają w sobie jeszcze więcej zapału. Za to nakłonienie nastolatka do regularnych ćwiczeń – czy to treningów czy gry na instrumencie, staje się większym wyzwaniem. Tym bardziej gdy trzeba konkurować z graniem w sieci z kumplami.
Odnoszę też wrażenie, że jeśli dziecko przeczyta dany rozdział z podręcznika i ten sam rozdział przeczyta rodzic, to dorosły będzie bardziej zainteresowany tematem i więcej z niego zrozumie. Nie wiem czy kwestia leży w nieumiejętności ciekawego pisania podręczników przez ich autorów – ciekawego dla dzieci, czy w jakimś ogólnym znudzeniu dzieciaków. A może właśnie dopiero później wiedza do nas dociera 🙂