opinie.positor.pl

Wojny religijne

Od niepamiętnych czasów jedną z najważniejszych przyczyn wojen – bezpośrednią lub pośrednią, szczerą lub pozorną – była religia. Ludzie tłukli się za bożków lub w ich imię, a jak już w końcu znaczna część społeczeństw zgodziła się z tym, że Bóg jest jeden, zaczęli się tłuc o to jakie ma Imię. Zresztą nawet pomiędzy wyznawcami tego samego Boga o tym samym Imieniu zdarzały i zdarzają się wojny o to w jaki sposób należy go czcić, jak należy żyć, itd.

Co by nie mówić, wszystko sprowadza się do tolerancji lub jej braku. Z tą tolerancją jest – moim zdaniem – większy problem, ze względu na negatywny lub pozytywny wydźwięk tego słowa, co może wprowadzać w błąd. O ile, jeszcze w niedalekiej przeszłości było częściej używane w znaczeniu negatywnym, nagannym, w sensie: „nie będę tego tolerować”, o tyle dziś jest wyrazem nowoczesności, liberalizmu i – niestety – mody. A z modami tak to już bywa, że się zmieniają. Dlatego zwykle mam duży dystans zarówno do modnych ciuchów jak i modnych poglądów.

Mam też pewien dystans do tolerancji. Co prawda uważam, że ze wszystkich powodów wojen, motyw religii (i szeroko rozumianej tolerancji religijnej) jest najgłupszy, to jednak każda tolerancja ma swoje granice. Granice te wyznaczają prawa innych osób, w szczególności ich prawo do życia i to życia zgodnie z własnymi poglądami. Źle jest, kiedy prawa jakiejkolwiek grupy społecznej są łamane ze względu na wyznanie. Bez względu na to, czy mówimy tu o islamie czy o katolicyzmie. Narzucanie innym własnych przekonań świadczy o niedojrzałości i despotyczności. Narzucanie innym religii (która jest poglądem i przeżyciem bardzo osobistym, bo opartym na wierze, a nie wiedzy) jest tym bardziej naganne.

Co dziwne, dorośli – rodzice potrafią z większym dystansem podchodzić do kształtowania wiary własnych dzieci, na którą mają wpływ (rozumiejąc, że nie da się skutecznie i definitywnie narzucić nastolatkowi swoich wierzeń), niż do poglądów innych dorosłych ludzi. Właśnie tym innym dorosłym, o – zakładam – ukształtowanych poglądach próbuje się narzucić własne normy i zasady życia. I dotyczy to nie tylko wojen religijnych, prób wpływania na ludzi przy pomocy zamachów, ale także szeroko pojętej legislacji i propagowania określonego światopoglądu. Szeroko pojętej – bo dotyczącej także wydawania zezwoleń, a także oceny różnych akcji kulturalnych, charytatywnych, czy po prostu sposobu spędzania wolnego czasu przez współobywateli.

W dzisiejszych czasach niestety nadal zdarzają się wojny religijne. Wychodzi na to, że potrafimy rozwijać się technologicznie, ale duchowo jesteśmy nadal mocno ograniczeni. Dlatego też zdarzają nam się „małe wojny religijne”, wywoływane przez niektóre środowiska uważające się za religijne (choć sądząc po – często – pogardliwym tonie wypowiedzi, z religią jest im tak samo po drodze jak mi z fizyką kwantową), w których co prawda nie ma ofiar w ludziach, ale są ofiary w funkcjonowaniu człowieka na różnych polach aktywności.