Ostatnio zainteresowałam się nieco zdrowszym jedzeniem, niż to, które na co dzień serwuję. No ale czego można oczekiwać „w tygodniu”, kiedy niemal cały dzień spędza się poza domem, a jak już się do niego wróci to ma się ochotę na zjedzenie czegokolwiek, byleby było ciepłe i miało smak obiadu (najlepiej mięsnego, bo z wegetarianizmem jakoś się mijamy). Oczywiście taka dieta nie jest ani zdrowa, ani nie sprzyja pięknej sylwetce, tym bardziej że głodny człowiek chętniej sięga po różnego rodzaju batoniki, żeby coś zjeść, bo do obiadu daleko. No więc zauważyłam u siebie nadprogramowe ilości tłuszczyku, które pozbawiły mnie ochoty do stawania na wadze; wystarczy, że czuję to ubierając się. Pożaliłam się ostatnio koleżankom, one w rewanżu mnie, bo w końcu nie tylko ja mam takie problemy, a jedna z nich zaproponowała, żebyśmy stadnie przetestowały chlorofil, bo słyszała, że jest skuteczny. Zresztą stadnie będzie można lepiej ocenić efekty lub ich brak, bo w końcu na jednego pewne substancje działają, a na innego nie. Mam nadzieję, że podziałają na mnie.
Pogadałyśmy, poczytałam i zamówiłam. Zobaczymy co przyślą. Stwierdziłam, że nawet jak nie pomoże, to nie zaszkodzi. Plusy z jego stosowania to to, że chlorofil pije się jako napój (więc jedna kawa mniej, a może i więcej jeśli mi zasmakuje), ma przyjemny miętowy smak (kolejny plusik), a reszta to się okaże. Podobno działa pozytywnie na wagę ciała, skórę, układ krążenia, poziom cholesterolu i cukru, żołądek (oby) i migreny (jeszcze bardziej oby, bo to ostatnimi czasy moja udręka). A to nie jego jedyne plusy. Szczerze mówiąc jak o wszystkich przeczytałam, to stwierdziłam, że to pewnie ściema, bo za dużo tego było. Chociaż biorąc pod uwagę to, że mówimy o wyciągu z rośliny, a te naprawdę są nam do życia potrzebne, może być to prawda – w jakimś tam zakresie. Cena tego cuda może nie jest niska, ale spróbuję. Skusiło mnie to, że jest to jakby skoncentrowanie ogromnej ilości rośliny w płynie. Bo jeśli założymy, że 2 łyżeczki tego chlorofilu mają wartość 1 kg warzyw (i to z ekologicznych upraw), to jest to sporo. A warzyw akurat w mojej diecie ostatnio brakuje, jeśli nie liczyć na szybko zjadanych pit i kebabów…