Słowo „fit” to obecnie jedno z najpopularniejszych słów używanych w mowie i czytanych na co dzień. Bycie fit jest modne, zalecane, na topie. Można odnieść wrażenie, że kto nie jest fit, nie powinien wrzucać do sieci swoich zdjęć. Oczywiście dotyczy to tych, którzy uważają, że w ogóle należy je wrzucać; a więc zasada nie dotyczy m. in. autorki niniejszego tekstu, która zasadniczo uważa wszechchwalenie się swoim życiem za rodzaj ekshibicjonizmu. Ale szanując decyzję innych, akceptuję ten fakt. 🙂
Czego dotyczy bycie fit? Zdaje się, że każdej najważniejszej dziedziny naszego życia. Zapytacie: serio? A ja odpowiem, że tak. Dlaczego? Zacznijmy od początku. Nie da się długo przeżyć bez jedzenia. Blogerki, samozwańcze dietetyczki, trenerki, itd. raczą nas artykułami na temat tego co należy jeść i w jakich ilościach, a czego unikać. Z tym: czego unikać sprawa jest nieco skomplikowana, bo zasadniczo w toku ewolucji jesteśmy przystosowani do spożywania urozmaiconych produktów, a tymczasem wiele z nich chce nam się wykluczyć z diety w sumie kierując się modą, a nie względami medycznymi… Ale to temat na inny artykuł.
Jeszcze krócej niż bez jedzenia nie da się przeżyć bez picia. I tu również blogerki, autorki artykułów (oraz autorzy, bo choć to głównie domena pań, to i panowie się trafiają nieraz) mówią nam co należy pić. Niczym „miła pani z telewizji” z piosenki śpiewanej przez Małgorzatę Ostrowską 🙂
Ale nie tylko blogerki wywierają naciski na dietę fit. Półki sklepowe uginają się od produktów „fit” i „fitness”, które nie ukrywajmy, zwykle nie są ani małokaloryczne, ani zdrowe. Wręcz przeciwnie, często są mocno przetworzone i ze zdrowym trybem życia nie mają wiele wspólnego. Dla przykładu: wszelkiego rodzaju płatki śniadaniowe czy słodkie jogurty, do których dosypano pół garstki otrębów i wrzucono kilka sztuk owoców. Generalnie uważam, że jeśli zapracowany człowiek stwierdzi pewnego dnia, że mu się przytyło, ale nie ma czasu na ćwiczenia i ustalanie sobie diety, za to zainwestuje w produkty fit, którymi będzie się żywił codziennie w takich ilościach, jakie jadł wcześniej (produkty inne niż fit), to przytyje. Bo na wszelkich tego typu produktach, powinno być napisane: produkty, które trzeba spalić. A jeśli nie spalasz, to ich nie kupuj. Albo przynajmniej ogranicz spożycie.
Bycie fit oznacza też obowiązek ćwiczeń. I tu również internet jest pełny „inspiracji” i „mądrych rad” co należy robić w wolnym czasie. Choć popieram aktywny tryb życia (zdecydowanie bardziej niż diety fit), to w moim przekonaniu jest popełnianych kilka błędów. Te błędy mogą natomiast skutecznie zniechęcić ćwiczących na długi czas. Po pierwsze, należy olać ćwiczenia, które nam się nie podobają. Ćwiczenia są wtedy dobre, gdy sprawiają przyjemność. Nie musimy wybierać treningu spalającego jednorazowo ogromną ilość kalorii. Możemy spalać dużo mniej, byle z przyjemnością. Inaczej szybko się zniechęcimy i tyle będzie z obietnic. Po drugie, należy olać zdjęcia celebrytek zawodowo zajmujących się ćwiczeniami. To ich praca, która często zajmuje im tyle czasu, co Tobie siedzenie za biurkiem. Nigdy nie poświęcisz na nią tyle czasu, więc daruj sobie. Po trzecie, nie traktuj ćwiczeń jak postanowienie noworoczne. Przez wiele lat doświadczeń powinnaś wiedzieć, że to się nie sprawdza. Po prostu zacznij się ruszać i tyle.
W pojęciu wielu celebrytek bycie fit oznacza także wrzucanie nagich lub niemal nagich fotek. Nie jestem pruderyjna, nie razi mnie ludzkie ciało, ale jak dla mnie to totalny brak klasy. Na tej samej zasadzie nie razi mnie widok toy-toy 'a stojącego na placu budowy, ale to nie znaczy, że chcę mu pstrykać fotki. Może zresztą to takie moje skrzywienie na punkcie ochrony prywatności.
A zatem zarówno to co jemy, pijemy, jak spędzamy wolny czas, ma – w rozumieniu wielu osób – być fit i to dość określony fit. To z kolei wpływa na cały sposób myślenia o naszym życiu. Przyznajcie, że trochę to szablonowe, ingerujące w indywidualizm. I jako takie budzi mój sprzeciw.